Poezja
Ty przychodzisz jak noc majowa,
biała noc, noc uśpiona w jaśminie,
i jaśminem pachną twoje słowa,
i księżycem sen srebrny płynie,
płyniesz cicha przez noce bezsenne
- cichą nocą tak liście szeleszczą -
szepczesz sny, szepczesz słowa tajemne,
w słowach cichych skąpana jak w deszczu...
To za mało! Za mało! Za mało!
Twoje słowa tumanią i kłamią!
Piersiom żywych daj oddech zapału,
wiew szeroki i skrzydła do ramion!
Nam te słowa ciche nie starczą,
Marne słowa. I błahe. I zimne.
Ty masz werbel nam zagrać do marszu!
Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem!
Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna,
jest gdzieś jasne i piękne życie. –
Powszedniego chleba słów daj nam
i stań przy nas, i rozkaż - bić się!
Niepotrzebne nam białe westalki,
noc nie zdławi świętego ognia ~
bądź jak sztandar rozwiany wśród walki,
bądź jak w wichrze wzniesiona pochodnia!
Odmień, odmień nam słowa na wargach,
naucz śpiewać płomienniej i prościej,
niech nas miłość ogromna potarga,
więcej bólu i więcej radości!
Jeśli w pieśni potrzebna ci harfa,
jeśli harfa ma zakląć pioruny,
rozkaż żyły na struny wyszarpać
i naciągać, i trącać jak struny.
Trzeba pieśnią bić aż do śmierci,
trzeba głuszyć w ciemnościach syk węży.
Jest gdzieś życie piękniejsze od wierszy.
I jest miłość. I ona zwycięży.
Wtenczas daj nam, poezjo, najprostsze
ze słów prostych i z cichych - najcichsze,
a umarłych w wieczności rozpostrzyj
jak chorągwie podarte na wichrze.
Najwyższa półka, czyli Broniewski zresztą Władysław ....)
Moderatorzy: chochlik, Jacek-P
- muslim
- średnio gadatliwy
- Posty: 266
- Rejestracja: 2003-12-30, 01:07:21
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: Osterode Ostpreussen od 60 lat polsko brzmiąca nazwa Ostróda.
Najwyższa półka, czyli Broniewski zresztą Władysław ....)
Ostatnio zmieniony 2004-06-09, 13:40:20 przez muslim, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiek średni poznajemy po tym,
że szeroki umysł i wąska talia
zamieniają się miejscami.
że szeroki umysł i wąska talia
zamieniają się miejscami.
- muslim
- średnio gadatliwy
- Posty: 266
- Rejestracja: 2003-12-30, 01:07:21
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: Osterode Ostpreussen od 60 lat polsko brzmiąca nazwa Ostróda.
cd wladka
Oczy
Gałąź majową, białą,
jak chorągiew wezmę do ręki!
Radośnie, wysoko, śmiało
moje oczy polecą w błękit!
Zawołają w zielonym dymie
szumy ciepłe, powiewy modre!
Niebo będzie jak żeńskie imię,
jak te oczy znajome, niedobre.
Niebo runie na mnie rozpaczą,
październikiem maj się zamroczy,
ale słodko, okrutnie popatrzą
i zwyciężą mnie znów te oczy.
Ja już wiem, że nic nie pomoże.
Bolą słowa majowe, wonne.
U stóp gniewnych jak psy się położą
oczy wierne, oczy bezbronne.
Gałąź majową, białą,
jak chorągiew wezmę do ręki!
Radośnie, wysoko, śmiało
moje oczy polecą w błękit!
Zawołają w zielonym dymie
szumy ciepłe, powiewy modre!
Niebo będzie jak żeńskie imię,
jak te oczy znajome, niedobre.
Niebo runie na mnie rozpaczą,
październikiem maj się zamroczy,
ale słodko, okrutnie popatrzą
i zwyciężą mnie znów te oczy.
Ja już wiem, że nic nie pomoże.
Bolą słowa majowe, wonne.
U stóp gniewnych jak psy się położą
oczy wierne, oczy bezbronne.
Wiek średni poznajemy po tym,
że szeroki umysł i wąska talia
zamieniają się miejscami.
że szeroki umysł i wąska talia
zamieniają się miejscami.
- muslim
- średnio gadatliwy
- Posty: 266
- Rejestracja: 2003-12-30, 01:07:21
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: Osterode Ostpreussen od 60 lat polsko brzmiąca nazwa Ostróda.
jeszcze dwa kawalki z Broniewskiego
Poeta i trzeźwi
Bije czarna godzina,
czarny wiersz się poczyna.
Dajcie mi, ludzie trzeźwi,
szklankę mocnej poezji,
szklankę czarnego wina.
Łypią trzeźwi znad kufla:
"Dobrze, niech się nam uchla,
poczekamy do świtu,
czy zażąda kredytu."
Brzęk! Stoi czarna butla.
Wypiłem do dna z gniewem,
upiłem się i śpiewam,
wkoło łypią ponuro,
nikt nie nuci do wtóru,
drugą szklankę nalewam.
"Wasze zdrowie, przytomni!
Nie podchodźcie wy do mnie.
Gdy tę szklankę wypiję,
to was wierszem zabiję,
a chcę o was zapomnieć."
Obstąpili mnie wkoło,
a ja trzymam się stołu,
trzecia szklanka wypita,
i stół rusza z kopyta,
lecę w gwiazdy i wołam:
"Witaj, piękna przygodo!
Witaj, gwiezdna pogodo!
Wplątany w włosy komet,
chwytam cienie Andromed,
patrzę w Luny twarz młodą.
Gwiazdy, gwiazdy, przepuśćcie,
pieśni szukam w tej pustce,
wylewam z butli czarnej
wino w pył planetarny,
ale milczą czeluście..."
I ocknąłem się rano,
twarz miałem krwią zalaną,
trzeźwi nade mną stali,
bili mnie i pytali:
co za wino dostaną?
Odrzekłem: "W jednej piersi
mieści się świat najszerszy,
gdy się miłość poczyna,
tej mi trzeba, nie wina,
i bez niej nie ma wierszy."
Bar
"Pod Zdechłym Psem"
Zanim się serce rozełka
- czemu? - a bo ja wiem? -
warto zajrzeć do szkiełka
w barze "Pod Zdechłym Psem".
Hulał po mieście listopad,
dmuchał w ulice jak flet,
w drzwiach otwartych mnie dopadł,
razem do baru wszedł.
"Siadaj, poborco liści,
siewco zgryzot wieczornych!
Czemuś drzew nie oczyścił?
Kiepski z ciebie komornik.
Lepiej by z trzecim kompanem...
Zresztą - można i bez..."
Ledwiem to rzekł, już stanął
trzeci mój kompan: bies.
"Czym to ja się spodziewał
pić z takimi jak wy?
Pierwszy będzie mi śpiewał,
drugi będzie mi wył,
Cyk! kompania! Na zdrowie!
Pijmy głębokim szkłem.
Ja wam dzisiaj o sobie opowiem
w barze "Pod Zdechłym Psem"..."
I poniosło, poniosło, poniosło
na całego, na umór, na ostro.
I listopad pijany, i bies,
a mnie gardło się ściska od łez.
I poniosło, poniosło, poniosło,
w sali uda o uda trze fokstrot,
wkoło chleją, całują się, wrzeszczą,
nieprzytomnie, głupawo, złowieszczo,
przetaczają się falą pijaną,
i tak - do białego dnia...
Milcząc pijemy pod ścianą
diabeł, listopad i ja.
"Diable, bierz moją duszę,
jeśli jej jesteś rad,
ale przeżyć raz jeszcze muszę
moje czterdzieści lat.
Daj w nowym życiu, diable,
miłość i śmierć, jak w tem,
wiatr burzliwy na żagle,
myśl - poza dobrem i złem.
Znów będę bił się i kochał,
bujnie, wspaniale żył.
Radość, a nie alkohol,
wlej mi, diable, do żył..."
Diabeł był w meloniku,
przekrzywił go: "Żyłeś dość,
to dlatego przy twoim stoliku
siedzimy: rozpacz i złość.
Głupioś życie roztrwonił.
Życie - to jeden haust.
Słyszysz, jak kosą dzwoni
stara znajoma, Herr Faust?
Na diabła mi dusza poety
- tak diabeł ze mnie drwi
- w wiersześ wylał, niestety,
resztki człowieczej krwi..."
Zniknęli czort z listopadem,
rozwiali się - gdzie? - bo ja wiem?
- a ja na podłogę padam
w barze "Pod Zdechłym Psem".
Szumi alkohol i wieczność...
Mruczą: "Zalał się gość..."
A ja: "Zgódźcie na Drogę Mleczną
taksówkę... Ja już mam dość..."
Bije czarna godzina,
czarny wiersz się poczyna.
Dajcie mi, ludzie trzeźwi,
szklankę mocnej poezji,
szklankę czarnego wina.
Łypią trzeźwi znad kufla:
"Dobrze, niech się nam uchla,
poczekamy do świtu,
czy zażąda kredytu."
Brzęk! Stoi czarna butla.
Wypiłem do dna z gniewem,
upiłem się i śpiewam,
wkoło łypią ponuro,
nikt nie nuci do wtóru,
drugą szklankę nalewam.
"Wasze zdrowie, przytomni!
Nie podchodźcie wy do mnie.
Gdy tę szklankę wypiję,
to was wierszem zabiję,
a chcę o was zapomnieć."
Obstąpili mnie wkoło,
a ja trzymam się stołu,
trzecia szklanka wypita,
i stół rusza z kopyta,
lecę w gwiazdy i wołam:
"Witaj, piękna przygodo!
Witaj, gwiezdna pogodo!
Wplątany w włosy komet,
chwytam cienie Andromed,
patrzę w Luny twarz młodą.
Gwiazdy, gwiazdy, przepuśćcie,
pieśni szukam w tej pustce,
wylewam z butli czarnej
wino w pył planetarny,
ale milczą czeluście..."
I ocknąłem się rano,
twarz miałem krwią zalaną,
trzeźwi nade mną stali,
bili mnie i pytali:
co za wino dostaną?
Odrzekłem: "W jednej piersi
mieści się świat najszerszy,
gdy się miłość poczyna,
tej mi trzeba, nie wina,
i bez niej nie ma wierszy."
Bar
"Pod Zdechłym Psem"
Zanim się serce rozełka
- czemu? - a bo ja wiem? -
warto zajrzeć do szkiełka
w barze "Pod Zdechłym Psem".
Hulał po mieście listopad,
dmuchał w ulice jak flet,
w drzwiach otwartych mnie dopadł,
razem do baru wszedł.
"Siadaj, poborco liści,
siewco zgryzot wieczornych!
Czemuś drzew nie oczyścił?
Kiepski z ciebie komornik.
Lepiej by z trzecim kompanem...
Zresztą - można i bez..."
Ledwiem to rzekł, już stanął
trzeci mój kompan: bies.
"Czym to ja się spodziewał
pić z takimi jak wy?
Pierwszy będzie mi śpiewał,
drugi będzie mi wył,
Cyk! kompania! Na zdrowie!
Pijmy głębokim szkłem.
Ja wam dzisiaj o sobie opowiem
w barze "Pod Zdechłym Psem"..."
I poniosło, poniosło, poniosło
na całego, na umór, na ostro.
I listopad pijany, i bies,
a mnie gardło się ściska od łez.
I poniosło, poniosło, poniosło,
w sali uda o uda trze fokstrot,
wkoło chleją, całują się, wrzeszczą,
nieprzytomnie, głupawo, złowieszczo,
przetaczają się falą pijaną,
i tak - do białego dnia...
Milcząc pijemy pod ścianą
diabeł, listopad i ja.
"Diable, bierz moją duszę,
jeśli jej jesteś rad,
ale przeżyć raz jeszcze muszę
moje czterdzieści lat.
Daj w nowym życiu, diable,
miłość i śmierć, jak w tem,
wiatr burzliwy na żagle,
myśl - poza dobrem i złem.
Znów będę bił się i kochał,
bujnie, wspaniale żył.
Radość, a nie alkohol,
wlej mi, diable, do żył..."
Diabeł był w meloniku,
przekrzywił go: "Żyłeś dość,
to dlatego przy twoim stoliku
siedzimy: rozpacz i złość.
Głupioś życie roztrwonił.
Życie - to jeden haust.
Słyszysz, jak kosą dzwoni
stara znajoma, Herr Faust?
Na diabła mi dusza poety
- tak diabeł ze mnie drwi
- w wiersześ wylał, niestety,
resztki człowieczej krwi..."
Zniknęli czort z listopadem,
rozwiali się - gdzie? - bo ja wiem?
- a ja na podłogę padam
w barze "Pod Zdechłym Psem".
Szumi alkohol i wieczność...
Mruczą: "Zalał się gość..."
A ja: "Zgódźcie na Drogę Mleczną
taksówkę... Ja już mam dość..."
Wiek średni poznajemy po tym,
że szeroki umysł i wąska talia
zamieniają się miejscami.
że szeroki umysł i wąska talia
zamieniają się miejscami.