Tolerancja. Gdzie jej granice?

Moderator: Jacek-P

Lech

Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Lech »

Kiedyś dużo częściej, niż obecnie, wyjeżdżaliśmy całą rodziną w góry. Prowadziliśmy wędrówki krajoznawcze i przyrodnicze, letnie obozy wędrowne, a syna staraliśmy się wychować na człowieka wrażliwego na sprawy ekologii. Właśnie w górach po raz pierwszy zetknęliśmy się z ruchem Hare Kryszna. Razem z synem zajrzeliśmy do "farmy ekologicznej", znajdującej się w sąsiedztwie ówczesnego schroniska PTTK "Czartak" w Rudawach Janowickich w Sudetach (reklamowała się m.in. w broszurze "Ekoturystyka"). W czasie tamtego spotkania nie było mowy, że jej właściciele reprezentują jakąś religię. Mówiono wtedy, że farma produkuje zdrową żywność w oparciu o hinduską tradycję, że propaguje zdrowe żywienie i wegetarianizm oraz życie w zgodzie z naturą. Gospodarze farmy - młodzi ludzie - zaprowadzili nas do budynku, w którym stały woły i mówili, że używają ich do orki. W trakcie spotkania poczęstowali nas wegetariańskim posiłkiem. Byliśmy przekonani, że jest to świecki ruch społeczny o orientacji proekologicznej, co wydawało się być zgodne z naszymi poglądami i zainteresowaniami. Rozmawiali o czymś na osobności z synem i sprzedali mu książkę, jednak wtedy nie wzbudziło to naszego zaniepokojenia.

Prawdziwe oblicze tego kultu poznaliśmy dopiero później. Syn przynosił do domu i czytał coraz więcej książek z tekstami założyciela sekty - Prabhupady. Kiedy zaczął codziennie wstawać nad ranem i przez wiele godzin intonować mantrę "Hare Kryszna, Hare Kryszna...", było już za późno na wyciągnięcie go z tego uzależnienia. Przyrządzał też w osobnych naczyniach (nasze były "duchowo nieczyste") odrębne pożywienie. Coraz więcej czasu poświęcał sekcie, zerwał z kolegami i harcerstwem, zaniedbał naukę i przerażająco chudł. Znikał też na całe dnie i wyjeżdżał do ośrodków sekty. Często zamiast w szkole przebywał wśród wyznawców kultu, gdzie odurzano go kadzidełkami i wprawiano w trans za pomocą ekstatycznych tańców i śpiewów. Liderom sekty, tzw. mistrzom duchowym, oddawał pokłony i poświęcał swoje wszystkie myśli.

Zauważyliśmy, że coś złego dzieje się z synem od kiedy zaczął uczęszczać na spotkania sekty. Później zjawialiśmy się tam również my, ale tyko po to, aby dowiedzieć się bliżej z kim związało się nasze dziecko. Zaczęliśmy czytać przynoszone przez niego broszury i z przerażeniem dostrzegliśmy, czego naprawdę uczą. Powiedzieliśmy liderom grupy, że nie życzymy sobie aby syn kontaktował się z nimi. Jak się później okazało - oszukali nas. Obiecali, że zabronią mu chodzić do nich na spotkania, a dowiadywaliśmy się od jego rówieśników, że zamiast być w tym czasie w szkole, widzieli go idącego w kierunku ośrodka krysznowców. Zresztą zdradzał go zapach kadzidełek, które tam bezustannie palą, a którymi cały przesiąknięty wracał późno do domu. Sekta, posługując się technikami psychomanipulacji, szybko uzależniła syna od siebie. Zaczął kłamać, wyciągać od nas pieniądze, mówiąc że potrzebuje na szkołę, a tak naprawdę wspierał finansowo sektę i kupował różne akcesoria kultowe.

Syn przed przystąpieniem do ruchu Kryszny udzielał się w harcerstwie i uprawiał turystykę. Chętnie jeździł ze swoimi kolegami na wycieczki krajoznawcze i obozy wędrowne. I było mu z tym dobrze. W domu nie brakowało mu też miłości i ciepła. Nikt nie widywał go z butelką piwa albo z papierosem.

Czas mijał, a my próbowaliśmy go z tego wydostać. Byliśmy jednak zupełnie bezradni wobec manipulacji jakimi posługiwała się sekta. Jej liderzy powoływali się m.in. na rzekomo pozytywne wyniki badań naukowych ich diety, które to badania miał prowadzić prof. Wojciech Chalcarz z Pracowni Żywności i Żywienia AWF w Poznaniu. Sprawa wyjaśniła się dopiero wówczas, kiedy profesor napisał w liście: "Jest to nieprawda. (...) Z moich obserwacji wynika, że wielu młodych mężczyzn, wyznawców ruchu Hare Kryszna, jest nadmiernie chudych. (...) Taka dieta jest niebezpieczna dla zdrowia".
Ich dieta polega nie tylko na zakazie spożywania mięsa, ale również jaj, cebuli, szczypiorku, grzybów, wielu produktów mlecznych i roślinnych, nawet w szczątkowych ilościach. Często obowiązuje zakaz przyrządzania potraw zawierających nawet śladowe ilości mąki i roślin strączkowych, co poważnie ogranicza spożywanie białka. Cały kalendarz postów i głodówek liczy kilkanaście stron maszynopisu. Ta dieta nie ma nic wspólnego ze zdrowym żywieniem! Jednak wtedy syn miał już tak "wyprany mózg", że nawet nie zauważył jak okropnie schudł, a tylko stale powtarzał: "ja nie jestem tym ciałem".

Prosiliśmy liderów sekty, aby uszanowali nasze prawa rodzicielskie i nie angażowali go w tak intensywne praktyki. Niestety, bez żadnego skutku... Po upływie około 2 lat od związania się z sektą, któregoś dnia syn zasłabł i upadł na ulicy, złamał sobie nos i szczękę i wybił zęby. Trafił do szpitala, gdzie chciał kontynuować posty i odmawiał jedzenia, bo pożywieniem szpitalnym mógł się "duchowo zanieczyścić". Ale wtedy krysznowcy jakoś o nim zapomnieli. W tym miejscu przytoczymy fragment pracy doktorskiej Anny Kubiak, "Delicje i lewa ręka Kryszny", zawierającej wypowiedzi wyznawców sekty: "Nie daj Boże zachorować w ruchu. Nikt się tobą nie zaopiekuje. Brak jest współczucia, pomocy, gdy ktoś ma trudności."
Naszą rozpacz pogłębiły oskarżenia lekarzy: "Co zrobiliście z tym chłopcem? Dlaczego on tu nie chce niczego jeść? Czy brał jakieś narkotyki?". To był po prostu obłęd! Lekarze nie mogli zrozumieć, że to sekta zabroniła mu przyjmowania pożywienia od "nie-wielbicieli Kryszny". Początkowo karmiono go kroplówką. W końcu zaczął przyjmować posiłki, ale... przyrządzane tylko przez nas. Przynosiliśmy mu do szpitala jedzenie przez 6 tygodni.

Do normalności wracał długo. Po wyjściu ze szpitala krysznowcy sobie o nim bowiem przypomnieli. On też chciał do nich wrócić, wyjeżdżał do ośrodków kultu, m.in. na farmę do Czarnowa w Rudawach Janowickich. Byliśmy już zupełnie bezsilni... Miał już 18 lat, kiedy pewnego dnia przyjechał po niego jakiś krysznowiec o dziwnie brzmiącym imieniu "Moksadai Dasa" (w sekcie rzadko używa się prawdziwych nazwisk). Zapakowali z synem do samochodu co watrościowsze przedmioty i odjechali. Syn zamieszkał gdzieś we wspólnocie. Wszystko to trwało dalsze dwa lata. Na szczęście w końcu zrozumiał, że jest wykorzystywany do celów nie mających nic wspólnego z rozwojem duchowym i zerwał z sektą i jej praktykami.
Ciągle jeszcze odczuwamy skutki szkodliwego oddziaływania tego kultu na naszego syna. To nie tylko koszty jego leczenia, przedłużonego okresu nauczania, utraty pełnej zdolności do pracy i nauki - poniesione przez całą rodzinę. To także cierpienia moralne, których nie da się przeliczyć na pieniądze. Tej tragedii można było zapobiec, gdyby przywódcy tego związku wyznaniowego reprezentowali uczciwą religię, o zdrowych zasadach etyczno-moralnych, a nie kult oparty na obłudzie i fałszywych obietnicach. Liderzy sekty, kiedy stało się nieszczęście, wyparli się wszystkiego. Twierdzili, że kontakty syna z ruchem były sporadyczne i on sam narzucił sobie to wszystko.

Ruch Hare Kryszna to naszym zdaniem wyjątkowo nieudany przeszczep religii wschodnich na rodzimy grunt. A wydawać by się mogło, że nie może nieść nic złego ideologia przepojona szczerą duchowością, popierana przez liczne autorytety... Zrozumieliśmy, że Hare Kryszna może być wyborem tylko dla mocnych, w pełni dojrzałych ludzi - cwaniaków umiejących zrobić na tej ideologii niezły interes. Paradoksem zaś jest, że sekta wciąga nastolatków o niewykształconej jeszcze osobowości, ludzi wrażliwych i idealistów szukających oparcia w grupie rówieśniczej, w której stają się ślepymi narzędziami do realizacji celów jej lidera. Czy państwo i społeczeństwo ma nadal pozwalać sobie na tolerowanie, a nawet zabezpieczanie rozwoju takiej patologii przez nadanie statusu prawnego społeczności religijnej bez względu na szkody dla tego społeczeństwa?
melchior

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: melchior »

Tam gdzie nakazy doktrynalne, maja większe znaczenie niż
prawdziwe duchowe doświadczenie zawsze będą pojawiały się
takie sytuacje.
Jeżeli religie lub systemy duchowe sa reprezentowane przez "guru"
lub nauczycieli którzy sami nie są duchowo rozwiniętymi ludzmi
lecz pragną tylko zaspokojenia własnych ambicji, żądzy władzy lub
pieniędzy zawsze będą stosować jeden środek - wszelkimi metodami
będą starali się związać swoich "uczniów" bądz "wyznawców" ze sobą,
lub z reprezentowaną przez siebię doktryną.
Na opornych czekają grożby lub kary albo nagrody:
może to być np. "kara boska" której widmo będzie ciążyło nad
nie pozwlającymi się indoktrynować lub nagroda (pobyt w raju Alloacha w otoczeniu tysiąca tłustych dziewic).
Takimi metodami posługują się szczególnie "religie wiary", niestety wśród nich
również nasze rodzime chrześcijaństwo.
(nie uwierzysz? - nie zostaniesz zbawiony!)
Wywołane w ten sposób uczucie niepewności wpajane od dziecka powoduje,
że faktycznie ludzie mają wyrzuty sumienia, jeżeli nie bardzo są w
stanie zgodzić się z jakimiś dogmatami i starają się "ze strachu" stłumić
trapiące ich wątpliwości i "uwierzyć" - na wszelki wypadek.
Dla mnie dogmaty np. "o dziewiczym poczęciu" lub "nieomylności papieża"
są zdecydowanie nie do przyjęcia. Dodatkowo sprawę pogarsza fakt, że 95 % chrześcijan
nie zna zbyt dobrze historii kościoła i zmian jakie powstawały w doktrynie na przestrzeni
wieków. Zresztą aparat kościelny wcale nie stara się swym wiernym przybliżyć tych rzeczy.
Na szczęście robią to za niego niezależni publicyści i historycy jak np. Karl Dreschner w
swoich książkach : "I znowu zapiał kur"; "Kryminalna historia kościoła" (do dostania w ostródzkich
księgarniach) Po 50 latach od odkrycia możemy również dodwiedzieć się co nieco o zawartości słynnych
"Rękopisów z Qumran".
Również nakazy kościoła dotyczące seksu i antykoncepcji powodują zdecydowanie
zbyt dużo psychicznych obciążeń wśród
wiernych no i oczywiście wiele narodzin dzieci, które muszą pózniej egzystować
w bardzo kiepskich warunkach (zwłaszcza w Ameryce łacińskiej).
Tak więc religie wiary a wśród nich chrzescijaństwo mają potężne narzędzia wpływu na
swoich wyznawców. Istnieja rónież religie, które odmiennie od chrześcijaństwa, islamu,
czy też judaizmu opierają się przede wszystkim na duchowym doświadczeniu - jest to
przede wszystkim buddyzm i taoizm - tym kierunkom naprawdę trudno cokolwiek zarzucić.
Kształtują one przewaznie samodzielnych, w spoób swobodny wątpiących i swobodnie
sprawdzających swoje watpliwości ludzi.
Konkludując :
zbyt często dochodzi do sytuacji kiedy mianem "sekt" określa się związki wyznaniowe zawierające
propozycje konkurencyjne w stosunku do Kościoła i zbyt często kościół uzurpuje sobie prawo do występowania
w roli pogromcy sekciarstwa i obrony zagubionych, zapominając że organizacja kościelna od dwóch tysięcy lata
posługuje się niezmiennie tymi samymi instrumentami, które zwalcza u innych i śmiało można jej nadać miano
"najpotężniejszej sekty świata"
Lech

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Lech »

Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że często kościół uzurpuje sobie prawo do występowania w roli pogromcy sekciarstwa i obrony zagubionych, zapominając że organizacja kościelna od dwóch tysięcy lata
posługuje się niezmiennie tymi samymi instrumentami, które zwalcza u innych i śmiało można jej nadać miano
"najpotężniejszej sekty świata".

Historię ewolucji od sekty Jezusa do współczesności kościół ma już za sobą.
Czym innym są dziś kościoły nauczające i napominające wiernych do takiego a nie innego postępowania w sferze „profanum”, czym innym zaś ruchy nie darmo zwane totalitarnymi, wymagające absolutnego poddania się woli autokratycznego przywódcy sekty (mistrza, guru). To właśnie przymuszanie wyznawców tych kultów do totalitarnego stylu życia za pomocą nieetycznych metod psychomanipulacji jest główną przyczyną degradacji osobowości, zerwania więzi rodzinnych i społecznych, niebezpiecznego oderwania od rzeczywistości i innych przejawów patologii, czemu ulegają tam niemal wyłącznie ludzie młodzi a nawet nieletni. Stąd też np. w Niemczech używa się dość trafnego terminu: „sogenannte Jugendsekten und Psychogruppen” czyli „tzw. sekty młodzieżowe i psychogrupy”...

Niestety, w Polsce zbyt często i łatwo daje się wiarę pokojowym i prorodzinnym deklaracjom różnych ruchów kultowych. Niestety, owa naiwność dotyczy również niektórych naukowców, którzy – być może sądząc, że w słusznej sprawie – wykorzystują autorytet nauki do zabezpieczania rozwoju organizacji patologicznych. Przykładowo w dniu 27 lutego 1999 r, w programie telewizyjnym TV „Nasza”, zatytułowanym „Sekty”, wystąpił przedstawiciel naukowego środowiska opiniotwórczego dr Ryszard Brożyniak z Uniwersytetu Warszawskiego, który w trakcie dyskusji wykazał rażący brak znajomości skutków destrukcyjnego wpływu sekt i ruchów kultowych na dzieci i młodzież, i kpił swobie w żywe oczy z informacji przedstawiciela ośrodka informacji o sektach, że grupy satanistyczne dokonują rytualnych mordów. A trzy dni później w Rudzie Śląskiej sataniści dokonali rytualnego zabójstwa dwojga młodych ludzi. Kiedy za tydzień kontynuowano zapowiedzianą drugą część programu, jego krzesło w studio stało puste (pewnie płoną ze wstydu), a rozmówcą dziennikarza był tylko Ryszard Nowak z Komiteu Obrony przed Sektami... Niestety, nie było to jedyne zabójstwo na tle rytualnym w Polsce. Te i inne fakty, świadczące o naiwności czy ignorancji środowisk naukowych, muszą budzić zaniepokojenie.

Warto wreszcie zapytać: Czy społeczeństwo, które właśnie utrzymuje placówki naukowe ze swych podatków (i sekty przez zwolnienie od podatku), jest w stanie równocześnie bronić się przed religiami destrukcyjnymi, nieodpowiedzialnymi politykami i „życzliwą neutralnością” naukowców, którzy posuwają się w swym naukowym „obiektywizmie” czy też „tolerancji” do rezygnacji z wszelkiego poczucia wartości? Zagrożenia ze strony zjawiska, które od dawna daje znać o sobie w całym świecie tragicznymi zbiorowymi samobójstwami, zamachami na życie osób spoza sekty i innymi szaleństwami są przecież nazbyt oczywiste.
Skomand
początkujący
początkujący
Posty: 29
Rejestracja: 2003-12-30, 01:07:14

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Skomand »

Współczuję! Ciężkie przeżycia.
Jednak mimo wszystko nie wciągnęli go do grupy przemocą. Można uważać, że tzw. sekty stosują różne chwyty marketingowe, ale przynajmniej na początku człowiek ma wolną wolę.
Lech

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Lech »

Skomand napisał(a):
>
> Współczuję! Ciężkie przeżycia.
> Jednak mimo wszystko nie wciągnęli go do grupy przemocą.
> Można uważać, że tzw. sekty stosują różne chwyty
> marketingowe, ale przynajmniej na początku człowiek ma wolną
> wolę.

Ta wolna wola jest już od pierwszego kontaktu z sektą ograniczona. Każdy ma bowiem prawo do samodzielnego wyboru przekonań grupy do jakiej chce przynależeć. Ma jednak prawo wiedzieć, jakie są prawdzi-we cele organizacji do której przystępuje, jaka jest jej prawdziwa przeszłość i jakich metod grupa używa, werbując swoich członków. Potencjalnemu kandydatowi werbujący do sekt z reguły nic o tym nie mówią. Przecież mało kto, z własnej woli, związałby się z grupą, o której by wiedział, że pod pozorem troski o rozwój np. duchowy swoich członków, wykorzystuje ich psychicznie, fizycznie i finansowo.
Sekta, posługująca się technikami psychomanipulacji, stosunkowo szybko jest w stanie uzależnić od siebie młodego człowieka, zdeformować jego postrzeganie świata, innych ludzi i siebie oraz wywołać paniczny lęk przed opuszczeniem grupy.
Dlatego dużym nieporozumieniem jest przypisywanie w pełni świadomego i wolnego aktu wyboru osobom, które w rzeczywistości znalazły się w sekcie na skutek psychicznej manipulacji.
Anonymous

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Anonymous »

To wynika chyba z tego, że przeżywamy jakiś ogromny kryzys wartości. Młodzi ludzie szukają sensu i z chłonnymi umysłami są bardzo narażeni na tego typu niebezpieczeństwa. Uważam, że ogromnie ważną rolę spełnia informowanie jak największej ilości osób. O zagrożeniach, jakie niesie sekta, o złudnym poczuciu: przynależności do grupy, bezpieczeństwa i innych wyższych form, których spełnienia szukamy czasem tak uparcie. Granice tolerancji to płynna, krucha linia. Czy akceptując to, co uważamy za złe (w tym konkretnym przypadku) nie wyrządzamy większej szkody, niż mówiąc otwarcie o swym potępieniu, które ktoś może nazwać brakiem tolerancji? Czy gdyby wyznawcy sekty, czytając wypowiedzi Pana Lecha nazwali go człowiekiem nietolerancyjnym - sami byliby tolerancyjni wobec jego poglądów? Oni mają prawo mieć swoje. Pod warunkiem, że rzeczywiście z udziałem wolnej woli, nie przymuszając innej jednostki do niczego, nie stosując żadnych manipulacji. Bo jeśli jest inaczej, to, moim zdaniem, rozważanie tego tematu w kategoriach granic tolerancji jest bezzasadne.
Anonymous

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Anonymous »

Ważne jest na pewno aby na ten temat rozmawiać, szczególnie publicznie. Nalezy prowadzić debaty, w których mogą wziąć udział również członkowie tych religijnych grup i tzw. sekt. Dobrze byłoby przy tym również gdyby swoboda wypowiedzi nie była ograniczana przez widmo (zgodnie z regułą politycznej poprawności)oskarżenia o nietolerancję bądz obrazę uczuć religijnych.myślę że doskanłym medium dla tego typu debat jest właśnie internet, a między innymi to forum.
Lech

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Lech »

Często liderzy sekt przedstawiają się w mediach jako "prześladowana mniejszość religijna" czy "ofiary nietolerancji". Prawdziwą mniejszością w sporze z sektami są rodziny ofiar. Nie mogą liczyć na pomoc Państwa (chyba, że już po śmierci swoich bliskich, bo wtedy, że to sekta wiedzą wszyscy!). Media ich działania przedstawiają jako "zaściankowość", "ksenofobię", "nietolerancję". Uczeni religioznawcy, szczególnie ci, którzy niedawno jeszcze wyznawali jedynie słuszny "naukowy" światopogląd lub ci , którzy wyznają aktualnie jedynie "poprawny politycznie" światopogląd chętnie świadczyć będą , że sekta to ruch religijny jak inne, więc problem tkwi w ... cierpiącej rodzinie nie potrafiącej znieść konfliktu kulturowego i odmienności światopoglądowej. To naprawdę smutne widzieć zadowolonych z siebie "oświeconych Europejczyków" stających po stronie katów przeciwko zdezorientowanej i samotnej rodzinie walczącej o swoich bliskich
Demona

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Demona »

hmm... tekst może interesujący sam w sobie, ale nie lubię, kiedy ludzie przedrukowują coś i podpisują własnym imieniem. Gdyby to jeszcze były własne przemyślenia na sam koniec dodane ( ze szczególnym zaznaczeniem), to jeszcze by taka "publikaca" przeszla, ale plagiat?
Lech

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Lech »

Zarzucasz mi plagiat opisu własnych tragicznych przeżyć, jakie były udziałem całej rodziny po zwerbowaniu syna do sekty Hare Kryszna? Popełniłem plagiat opisując własne przeżycia? Niesamowite!!! Jeszcze nie spotkałem się z tym, aby ktoś zarzucił mi plagiat. Czym uzasadnisz te zarzuty o popełnienie plagiatu? Czekam na wyjaśnienie. Jak masz wątpiliwości pisz do mnie na e-mail: rugala@wp.pl
Wojciech

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Wojciech »

Myślę, że Demona nie wie co pisze. Sądząc z terminu jakim się określa sama ma jakieś wewnętrzne zaburzenia. Przeżycia Lecha uważam za całkowicie prawdziwe. Jego otwartość na problem sekciarstwa i opisywanie własnych przeżyć zasługują na wielkie uznanie. Nie każdego na to stać.
Trzymaj się Lechu i nie zważaj na głupie teksty innych. Taka tragedia nie dotknęła nikogo z moich bliskich, ale możesz liczyć na ciepłe słowa z mojej strony.
Maciej Wojdak

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Maciej Wojdak »

Musze z przykroscia swierdzic, ze nie jestem tolerancyjny i jest mi z tym dobrze. Nie toleruje i nie bede tolerowl ludzkiej glupty z jaka przychodzi mi sie stykac niemalze na kazdym kroku. Głupota ludzka jest poza wszekimi garnicami tolerancji, więc trzeba z nia walczych.
Lech

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Lech »

Maciej Wojdak napisał(a):
>
> Musze z przykroscia swierdzic, ze nie jestem tolerancyjny i
> jest mi z tym dobrze. Nie toleruje i nie bede tolerowl
> ludzkiej glupty z jaka przychodzi mi sie stykac niemalze na
> kazdym kroku. Głupota ludzka jest poza wszekimi garnicami
> tolerancji, więc trzeba z nia walczych.

W jaki sposób wyobrażasz sobie "walkę" z ową ludzką głupotą? Masz jakieś konkretne mądre pomysły?
Anonymous

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Anonymous »

należy nagłasniać i piętnować wszystko, czego podłożem jest głupota, pokazywać czego i "dlaczego", nie powinno się robić i jakie to przynosi szkody. Niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy, że ich działania sa szkodliwe, Powinno się to im uswiadamiać, pokazywać skutki ich bezmyslności. Najlepiej gdyby mozna ich było postawić na miejscu poszkodowanych, aby mogli naocznie odczuć skutki swojej bemyslności; ale chyba moje rozważania krążą zbyt blisko kodeksu Hammurabiego, a za tym nie optuję.
Paweł

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Paweł »

Lechu, na pl.soc.religia się nie udało, teraz tutaj kolega szuka zrozumienia?
Paweł

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Paweł »

Nie znasz Lecha Rugały i jego opowieści? Facet zasypał net tym tekstem w nieco różniących się stylistycznie wersjach. Wierzy w to, co pisze i co mówi, jeździ i naucza, walczy z Hare jak się da :->
xcichy

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: xcichy »

zbig napisał(a):
>
> należy nagłasniać i piętnować wszystko, czego podłożem jest
> głupota,


Kto ma twoim zdaniem określać co jest głupotą?

Niektórzy ludzie nie zdają sobie
> sprawy, że ich działania sa szkodliwe,

Dla kogo lub czego? Czy działanie na szkodę zła jest głupotą?xc
Anonymous

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Anonymous »

Jak to śpiewa mój ulubiony prorok rockendrola "(...) nie wie, że jest (...) a mądry to wie". Tak myślę należy być tolerancyjny dla ludzi głupich.Czy to nasza wina, że ludzie czesto wybierają bycie głupimi.W dzisiejszych czasach jak i za komuny łatwiej szło się z falą, niż tak naprawdę wygłaszało się własny pogląd. Tak naprawdę wolnomyślicieli jest coraz mniej.Garnica jak myślę polega na tym aby, nie czynić krzywdy w obronie wolności i głupoty.
Anonymous

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Anonymous »

zgadzam się z Petarą, i niech to będzie moja odpowiedz na pytania XCichego
Anonymous

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Anonymous »

Dziękuje za zrozumienie !!!
Lech

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: Lech »

Masz jakieś wizje, że mi się coś nie udało? Mylisz się człowieku. Swoją drogą bardzo ciekawe dlaczego mnie wszędzie śledzisz i nawet tu mnie znalazłeś wtrącając swoje przysłowiowe "trzy grosze"?
szwejo

Re: Tolerancja. Gdzie jej granice?

Post autor: szwejo »

Lechu, bez obrazy ale nie nauczyłeś swego dziecka używać mózgownicy i to tylko twoja wina, bo różne szkodliwe destrukcyjne ruchy istniały od zawsze i istnieć będą nie pomoże twoja walka z wiatrakami, jedne zastąpią drugie, trzeba uczyć ludzi asertywności i logicznego samodzielnego rozumowania - wtedy nikt się nie złapie na takie rzeczy
Zablokowany