Zanim cię wezmę na ręce - 2005
: 2007-10-06, 18:46:54
Tu pokażę wiersze, które powstały w '06 r w oparciu o szkice i pamiętnik 57 najdłuższych dla mnie dni...
PRZERAŻENIE KRAWCA
główne moje zajęcie to łapanie oczek
choć obraz morza znam doskonale
zapach jego tylko z beczek ze śledziami...
po cóż mi sztuka zarzucania sieci
słone krople ocieram równie często
z nasadzaniem drzew idzie mi równie nieporadnie
podpórki ważniejsze od podpieranego
ale i mało tego
zdobywszy krawca nadwornego
z lakowaną pieczęcią uznania dyplom
borykam się z pospolitą przypadłością
nie tylko za krótkiego kocyka...
zawsze gdy zdaje mi się
iż za moment już wszystko
na ostatni guzik podopinam
wtedy już nie jest tajemnicą,
że pomocnik guziki przyszył za małe
i płaszcz na wietrze się rozpina
i poł podrywanych jego powiewem
nie sposób zagarnąć dla siebie
bądź ciało co rozmiar zmienia nieustannie
nie mieszcząc się w starych szatach
obnaża się niespodzianie
płonąc jak pochodnia w dzień jasny
zasmucona jałowością istnienia
skupiam i się nad plonem dnia
stara szato do widzenia
zatroskanie ramami pozostawiam stolarzom
nie sposób mieszać farb
kroić płócien
bezcelowe też każde inne sensowne wczoraj działanie
gdy nowa idea zagrożona konaniem
nie poznać może nawet obrazu morza
PRZERAŻENIE KRAWCA
główne moje zajęcie to łapanie oczek
choć obraz morza znam doskonale
zapach jego tylko z beczek ze śledziami...
po cóż mi sztuka zarzucania sieci
słone krople ocieram równie często
z nasadzaniem drzew idzie mi równie nieporadnie
podpórki ważniejsze od podpieranego
ale i mało tego
zdobywszy krawca nadwornego
z lakowaną pieczęcią uznania dyplom
borykam się z pospolitą przypadłością
nie tylko za krótkiego kocyka...
zawsze gdy zdaje mi się
iż za moment już wszystko
na ostatni guzik podopinam
wtedy już nie jest tajemnicą,
że pomocnik guziki przyszył za małe
i płaszcz na wietrze się rozpina
i poł podrywanych jego powiewem
nie sposób zagarnąć dla siebie
bądź ciało co rozmiar zmienia nieustannie
nie mieszcząc się w starych szatach
obnaża się niespodzianie
płonąc jak pochodnia w dzień jasny
zasmucona jałowością istnienia
skupiam i się nad plonem dnia
stara szato do widzenia
zatroskanie ramami pozostawiam stolarzom
nie sposób mieszać farb
kroić płócien
bezcelowe też każde inne sensowne wczoraj działanie
gdy nowa idea zagrożona konaniem
nie poznać może nawet obrazu morza