"...Centralnym miejscem Ostródy, jak niemal we wszystkich naszych miastach, był rynek; zrazu wyglądał jak mały wachlarzyk, ale rozszerzał się dalej w kierunku jeziora, a potem rozkładał w całej okazałości. Ludzie mieszkający przy tym trójkącie zwykli mawiać: „Wystarczy, że popatrzymy przez okno, a już wiemy wszystko co się dzieje”.
My, chłopcy, byliśmy jednak przekonani, że o wielu sprawach mogliśmy się dowiedzieć znacznie wcześniej. Podczas naszych stałych wypraw na zielone tereny nad Jeziorem Drwęckim. To, cośmy tam oglądali, upewniało nas w przekonaniu, że na tych starannie wypielęgnowanych, pozostających pod ochroną zieleńcach brała swój początek znaczna część ludności miasteczka...."
„Kto przyjeżdża do Ostródy – mówiono – płacze dwa razy. Najpierw, kiedy ogląda ją pierwszy raz, i potem, kiedy przychodzi mu się z nią rozstać”. Było to moje ulubione powiedzenie w naszym kraju, niemalże każde miasto je sobie za hasło. Królewiec także. I należy sądzić, że znajdowało ono potwierdzenie w całych Prusach Wschodnich: nikt nie chciał tu przyjeżdżać, ale też nie chciał opuszczać tego kraju.
Jednym z głównych elementów Prus Wschodnich była woda – czysta, zdrowa, przejrzysta aż do dna. Przepływająca obok Ostródy Drwęca wprost idealnie opowiadała tym wymaganiom. Miała tylko kilka metrów szerokości, płynęła jednak, jak się nam wydawało, wcale wartko – jej przepłynięcie było punktem honoru każdego chłopca. „Udało mu się!” – mówiono o nim.
Naszych ludzi cechowała cicha, uparta ciekawość. Oglądali chętnie wszystko, jak popadło: defilady pogrzeby, zbiórki, odsłanianie pomników, wodowanie statków. Takie okazje zawsze ich podniecały – kobiety stawały się gadatliwe, mężczyzn zaś regularnie zaczynało nękać pragnienie.
W obliczu takich potrzeb gospody musiały działać bardzo sprawnie. Bez przesady można stwierdzić, że było ich wiele. Już przy samej drodze z rynku ostródzkiego do Jeziora Dręckiego, liczącej około czterystu metrów, było ich co najmniej sześć. A podczas przechadzki po Królewcu trzech przyjaciół wpadło na pomysł, żeby wstępować do każdego lokalu, którego nazwa zaczyna się od tej samej litery co ich nazwiska, i nie udało im się przejść przez cały Królewiec.
Tylko sześć gospód na rynku

Tak więc każde z moich miast miało na łonie natury, by tak rzec, swoje niedzielne przedmieście. Dla Ostródy była nim położona we wspaniałym sosnowym lesie „czerwona karczma” bądź parkowe tereny wokół „wieży Bismarcka” czy też ukochane jeziora Pogórza, na które się wyprawiano przez osobliwy kanał ze śluzami.
Były to miasta, w których nawet czytano książki. I zdarzało się to często. W naszych domach była nie tylko Biblia, kalendarze i Niemiecki skarbczyk domowy. Na przykład mój dziadek dróżnik kolejowy, a w lecie traper, który wyłapywał chore zwierzęta, by je leczyć, spędzał zimowe wieczory z ćwierćlitrówką czystej, czyli żytniówki, ale także z Dostojewskim, Dickensem czy Balzakiem.
W naszych księgarniach spotykało się rybaków i chłopów. Traktowano ich jak hrabiów. Tak było w Ostródzie, w prawdziwie zasłużonej księgarni Adolfa Brűske na rynku, gdzie zawsze witano z radością każdego klienta ...
Im głębiej zanurzam się w tych wspomnieniach, tym ciaśniej się zdają przeplatać ze sobą oba miasta mojej młodości; Ostróda i Królewiec zlewają się w nierozdzielną jedność. Stały się po prostu Prusami Wschodnimi. Kraj, który stanowił niezniszczalny pejzaż. Jego miasta wyrastały z niego w sposób organiczny, strzegły ich rośliny i drzewa, las i jezioro, dal i bezpieczeństwo. Były z kamienia, ale biło w nich serce. Tam można było żyć – póki to wszystko się nie rozwiało jak głęboko przeżywany młodzieńczy sen.....
Dobra dość tych cytatów:
1. Dla tych którzy wiedza czyje to, moje gratulacje.
reszta niech słucha:
Ostródzkie Stowarzyszenie Kulturowe Sasinia
Katolickie Stowarzyszenie Civitas Christiana
Miejska Biblioteka Publiczna w Ostródzie
Zapraszają na odczyt dr. Jana Chłosty
Odczyt odbędzie się 18 lutego (środa) 2004 r. o godz. 17.30
w sali czytelni Miejskiej Biblioteki Publicznej w Ostródzie
na ostródzkim zamku.
2. Prztyczek w nos dla pseudo-ostródziaków. Jak bardzo to miasteczko nazywać się powinno Osterode Ostpreussen, niż Ostróda.
3. A panowie (bez)radni chleba i igrzysk tak jak było to przed wojną w tej "Perle Mazur" wielkiego Bismarcka.